
Szkoda całkowita – takie stwierdzenie wypowiedziane przez likwidatora brzmi jak wyrok. Wielu klientów ubezpieczycieli ma z tym terminem bardzo złe doświadczenia. Ostatnie doniesienia prasowe wskazują na to, że problem ten zyska większy rozgłos, szykuje się bowiem proces Rzecznika Finansowego z jednym z ubezpieczycieli: https://gu.com.pl/prawo/rzecznik-finansowy-pozywa-ubezpieczyciela-za-jego-praktyki-w-likwidacji-szkod-z-ac/
W przypadku ubezpieczenia Auto-Casco tajemnicą poliszynela jest praktyka stosowana przez większość ubezpieczycieli dotycząca wycen szkód. Polega ona na tym, że po wstępnej analizie jeśli jest szansa na „całkę” to kosztorys likwidator sporządza w oparciu o stawki ASO i ceny części w ASO. Jeżeli samochód ma więcej niż 3 lata i jest uderzony przodem, to nie trzeba się za bardzo starać, żeby koszt naprawy z dużym zapasem przekroczył 70% wartości rynkowej auta z dnia szkody. A jeżeli jest blisko tej granicy, to może da się ja nieco obniżyć.
Jeśli niestety (dla ubezpieczyciela) nie da się przekroczyć magicznej granicy 70% wartości pojazdu, to koszty naprawy są liczone według cen warsztatów nieautoryzowanych oraz cen zamienników i dorzuca się jeszcze kilka korekt na minus („sytuacja lokalna”, „urealnienie”).
Oddając sprawiedliwość – rozgoryczenie klientów sposobem likwidacji szkód całkowitych nie do końca jest winą samych ubezpieczycieli. Zwłaszcza w przypadku osób prywatnych oraz małych firm wciąż żywe jest przekonanie, że na szkodzie można zarobić, a przynajmniej trzeba próbować.
Magia liczb działa na wyobraźnię i te kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy na kosztorysie skusiło już nie jednego do snucia planów ich wydania. Kowalski bierze zatem pieniądze i zatrzymuje rozbite auto (po co dawać je do sprzedaży, niech ubezpieczyciel na tym nie zarobi).
Finał bywa zwykle daleki od tych oczekiwań – wypłata z AC po potraceniu wartości pozostałości rzadko przekracza 50% wartości pojazdu, a najczęściej oscyluje wokół 30%. Wycena pozostałości to kolejny temat rzeka i pole do nadużyć i może ty też doczekamy się reakcji Rzecznika.
Kowalski zostaje zatem z wrakiem i pieniędzmi, za które samochodu nie da się naprawić… chyba że bez faktury i na częściach, w najlepszym przypadku, używanych.
Czy można zachować się inaczej i wyjść z tego obronną ręką?
Po pierwsze można podważyć kwalifikację szkody jako całkowitej. Nie zawsze będzie jednak warto, ponieważ wymaga to zaangażowania rzeczoznawcy i najczęściej prawnika, a sprawa może wyładować ostatecznie w sądzie. Realia są takie, że dla sporu o wartości kilku czy kilkunastu tysięcy złotych, nie ma to większego sensu.
Jak nie da się lub nie warto zmienić szkody z całkowitej na częściową, to można powalczyć o lepszą, czyli wyższą, wycenę auta. Tu „opór materii” bywa mniejszy i wystarcza zwykle wycena niezależnego rzeczoznawcy, a wartość pojazdu może wzrosnąć o nawet kilkanaście procent.
Trzecim sposobem ratowania sytuacji, gdy nie uciekniemy już przed „całką”, jest skorzystanie z pomocy ubezpieczyciela przy sprzedaży pozostałości. Ma to tę zaletę, że cena uzyskana na aukcji jest uznawana przez zakład ubezpieczeń za wartość pozostałości (bez względu na wcześniejszą wycenę) i w finale dostajemy 100% wartości rynkowej samochodu z dnia szkody. Chyba, że przezornie kupiliśmy polisę z opcja stałej sumy ubezpieczenia – wtedy będzie to pełna suma ubezpieczenia.
Dokładnie takie rozwiązania stosujemy w przypadku likwidacji szkód naszych klientów, zależy nam bowiem na tym, aby szkody były załatwiane szybko i najlepszym rezultatem finansowym. Naszą procedurę likwidacji szkód komunikacyjnych można poznać tutaj: https://floty.certumbroker.pl/szkody-komunikacyjne/
Nie są to może barwne historie do opowiadania przysłowiowemu szwagrowi przy świątecznym stole o tym jak za otrzymane odszkodowanie udało się blachy wyklepać i jeszcze zostało na wypad nad morze… ale w ubezpieczeniach nie chodzi przecież o to, kto kogo przechytrzy, ale o sprawne i przewidywalne wykonywanie zawartych umów.
Podsumowując – z jednej strony pozew Rzecznika Finansowego to dobry krok w stronę poprawy sytuacji. Z drugiej należałoby zapytać: dlaczego tak późno i dlaczego tylko przecinków jednemu ubezpieczycielowi? Na pewno warto będzie śledzić ten proces.
Czy wprowadzi on normalność do likwidacji szkód na naszym rynku?
Bez zmian prawa nie należy na to raczej liczyć, ponieważ jest kilka negatywnych czynników: udział pojazdów z AC utrzymuje się poniżej 1/3, stawki za AC są na bardzo niskich poziomach, a średnia wartość szkody od wielu lat systematycznie pnie się w górę.